[Gazeta Wyborcza Bydgoszcz] "Gee" i "haw", czyli eskimoskie "w prawo" i "w lewo" brzmią dla psiego ucha wyraziściej. Polskie "prawo" i "lewo" mają takie same końcówki i psom czasami się te słowa mylą
Leśna, szeroka na dwa metry droga za wsią Nowe Dąbie, 20 km od Bydgoszczy. Daria w czerwonej kurtce i zabłoconych butach do trekkingu coś do mnie mówi, ale nic nie słyszę, bo zagłuszają ją psy. Zaczynają szczekać wszystkie naraz, jakby brały udział w konkursie na najgłośniejszego husky.
Migiem wskakują na wózki. Odblokowują hamulce. W jednej sekundzie psy cichną. Zaprzęgi wyrywają do przodu. Pierwsze kilometry psy pokonują sprintem - jakieś 40 km na godz. Po kilku minutach uspokajają się i biegną wtedy wolniej, równiej.
R E K L A M A
Daria i Krzysztof są maszerami, czyli woźnicami psich zaprzęgów. Osiem lat temu wyjechali z Bydgoszczy i zamieszkali w Nowym Dąbiu, żeby zająć się profesjonalnie hodowlą psów.
Nowakowscy jako pierwsi Polacy chcą objechać psim zaprzęgiem jezioro Inari w Finlandii. To najdalej położone na północ jezioro w Europie. Od listopada do czerwca jest skute lodem. Chcą zrobić 500-kilometrową pętlę na zamarzniętej tafli i potrzebują na to trzech, może czterech dób.
Wyruszają tam na początku marca. Wtedy w Laponii będzie pewnie jakieś minus 30, może nawet minus 40 stopni. Temperatura idealna dla husky.
Wyjadą tam wcześniej, żeby potrenować w nowych warunkach. Pięć godzin jazdy, pięć godzin odpoczynku i znowu pięć godzin jazdy, pięć godzin odpoczynku - nieważne, czy dzień czy noc.
Do wyprawy muszą się solidnie przygotować logistycznie. Trzeba wziąć tylko to, co niezbędne, bo liczy się każdy kilogram. Najważniejsza jest kuchenka do roztapiania śniegu. Psy muszą pić, minimum dwa litry wody dziennie. I jeszcze karma dla psów.
- Ponad trzydzieści dni na miejscu plus podróż - razy pół kilograma dziennie, do tego odżywki, płyny izotoniczne i przekąski - razy dziewiętnaście psów. Wychodzi prawie pół tony - oblicza Daria.
R E K L A M A
Ale najważniejsza jest kondycja. Krzysztof zawsze ma ze sobą GPS-a - dzięki temu wie, jaki dystans pokonali każdego dnia. Potem wpisuje dane do dziennika treningowego.
- Musimy przebiec około 2000 km tutaj, na miejscu, żeby wziąć udział w wyprawie. Nasz ludzko-psi zespół musi być dobrze wyćwiczony. Psy muszą nabrać mięśni, przyzwyczaić się do wysiłku. Zimą kilkudziesięciokilometrowe treningi to standard. W ciepłe dni trzeba jednak skracać dystanse, bo wtedy psy szybciej się męczą - mówi.
Źródło: Anna Tarnowska - Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
Foto: Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta
R E K L A M A