Jak pisze portal isanok.pl, gehenna kundelka zaczęła się, kiedy zmarł jego właściciel. Zwierzę błąkało się po wiosce, dokarmiali go mieszkańcy. Do czasu, kiedy pies miał pogryźć kobietę. Wtedy zajęli się nim urzędnicy.
Mimo że weterynarz orzekł, że pies ma zbyt stare zęby, by mógł komuś zrobić krzywdę, urzędnicy wywieźli go na wysypisko śmieci do Karlikowa. Tam przywiązali do budy i tak zostawili. Pies kilka razy zdołał uwolnić się z obroży i wrócił z Karlikowa, ostatecznie zniknął. Pewnie uwolnił się z łańcucha i uciekł - powiedział pracownik gminy.
Dopóki wysypisko funkcjonowało, obiekt był monitorowany, a na miejscu przez całą dobę przebywał stróż, który opiekował się psami przywiezionymi przez pracowników urzędu. Mieli też dowozić jedzenie i wodę. Z dniem, kiedy wysypisko zostało zlikwidowane, psy, które tam trafiały, zostały bez opieki, stały na łańcuchu przywiązane do budy niezależnie od pogody. Barbara Starego, która w Urzędzie Gminy jest odpowiedzialna za bezdomne zwierzęta potwierdza, że psy trafiały na wysypisko.
Zachowanie urzędników bulwersuje Jolantę Tomasik ze Społecznego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Proszę mi powiedzieć, jakim trzeba być człowiekiem, aby zostawić schorowane zwierzę na wysypisku śmieci, bez jakiejkolwiek opieki. Zachowanie tych ludzi jest poniżej krytyki. Pytałam w urzędzie, gdzie podział się pies, ale nikt nie potrafił udzielić mi odpowiedzi. Moim zdaniem ktoś się go pozbył. Nie odpuszczę sprawy, dopóki nie dowiem się co się z nim stało - zapowiada.