Poszukiwania samolotu pasażerskiego podjął znajdujący się w powietrzu wojskowy samolot LI-2. Bezskutecznie. W tym czasie milicja z Suchej Beskidzkiej poinformowała, że "samolot gdzieś usiadł w ich rejonie". LI-2 podejmuje poszukiwania w okolicy, ale ze względu na zerową widoczność, zawraca.
Wrak samolotu odnaleziono dopiero około godziny 20. Jak relacjonował po latach na łamach "Gazety Krakowskiej" Jerzy Pałosz, miejsce katastrofy wyglądało przerażająco.
Zmasakrowane zwłoki 53 pasażerów i załogi rozrzucone były na przestrzeni kilkuset metrów kwadratowych. Wiele z nich zawisło na drzewach albo było wbitych w kadłub samolotu. Większość z nich miała porozrywane przez pasy bezpieczeństwa jamy brzuszne.
Oficjalną przyczyną katastrofy były - jak podały peerelowskie władze - błędy załogi, naruszenie przepisów kierowania ruchem lotniczym, błędy działania kontrolerów ruchu lotniczego, wreszcie błędny system kierowania ruchem lotniczym.Są też inne teorie tłumaczące rozbicie się An-24 w Paśmie Babiogórskim. Kapitan Doliński miał poważne problemy zdrowotne i miał doznać zawału w czasie lotu. Dodatkowo, samolot był przeciążony, co uniemożliwiło podniesienie maszyny tuż przed katastrofą. Mówi się również o rzekomej próbie ucieczki Dolińskiego do Europy Zachodniej, co w czasach Polski ludowej było częstą praktyką. Wreszcie, nie można pominąć błędów radarzysty z Balic. Operatorowi umożliwiono jednak wyjazd do Szwecji, a władze prowadziły śledztwo tak, by zatuszować prawdziwe przyczyny katastrofy.
Cześć, giniemy!
Taki też tytuł nosi książka Jarosława Reszka, w której opisał największe katastrofy lotnicze w powojennej Polsce. Tragedię na Policy w Beskidach opisał m.in. dzięki relacji gajowego, który mieszkał 3 km od miejsca zdarzenia.
Sprzed leśniczówki roztacza się piękna panorama na okoliczne lasy i wzgórza, mimo wiosny przysypane jeszcze śniegiem. Początkowo widzieli więc wszystko jak na dłoni. Samolot leciał nisko. Gołym okiem można było dostrzec, że to maszyna pasażerska. Minął dwa niższe wzniesienia, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Policy. Wtedy stracili go z oczu. Maszyna weszła w obszar mgły i śnieżnej zadymki. Za chwilę rozległ się donośny huk.
Samolot zderzył się ze zboczem Policy ok. 16:08, ścinając pas drzew o długości 200 m.
Straszliwie okaleczone, pokawałkowane ciała. (…) Lewe skrzydło An-24 oderwało się i leży daleko od kadłuba, powyżej wierzchołków drzew. Oderwany ogon wcisnął się między trzy grube drzewa. Trzy-cztery metry od niego wygięte prawe drzwi samolotu. Dalej, ok. 30 m w przód, zdeformowane blachy kadłuba - opisał w swojej publikacji Jarosław Reszka.
Jarosław Reszka zaznaczył w książce "Cześć, giniemy!" fakt, że opinia publiczna nigdy nie usłyszała całej prawdy o tym wydarzeniu.
Prokuratura Wojewódzka w Krakowie ustaliła, że wypadek nastąpił z winy pilotów. W uzasadnieniu podała: załoga nie miała dokładnego rozeznania czasu lotu. Wiele wskazuje na to, że w kabinie samolotu w ogóle nie prowadzono własnej nawigacji, zdając się na informację kontrolerów lotu - napisał Reszka, poddając w wątpliwość błąd pilota z 20-letnim doświadczeniem.
Aktualizacja: 27.10.2024