Podczas 29. Festiwalu Górskiego w Lądku-Zdroju mieliśmy wyjątkową okazję porozmawiać z prawdziwym pasjonatem gór, człowiekiem, który zdołał połączyć swoje nepalskie korzenie z polską codziennością. Naszym rozmówcą jest właściciel i twórca Meroway Adventure – licencjonowany przewodnik górski i wspinacz wysokościowy z 15-letnim doświadczeniem. Od lat prowadzi on wyprawy po najwyższych szczytach świata, dzieląc swój czas między Polskę a Nepal. Z entuzjazmem opowiada o swoich pierwszych wrażeniach po przyjeździe do Polski, wyzwaniach związanych z nauką języka i adaptacją do zupełnie nowej kultury, a także o pięknie i trudach życia pomiędzy dwoma tak różnymi światami. Rozmowa ta przybliża jego niepowtarzalną perspektywę na życie, góry oraz to, czego możemy nauczyć się od siebie nawzajem – my, Polacy i Nepalczycy.
Ile czasu spędza Pan w Polsce w ciągu roku?
Jestem w Polsce przez około 6-7 miesięcy w roku. Zazwyczaj przebywam tu od listopada, przez grudzień, styczeń, luty, a także część maja. Resztę roku, czyli około 4-5 miesięcy, spędzam w Nepalu, gdzie prowadzę wycieczki. To jest kosztowne przedsięwzięcie, więc muszę tam pracować, aby je realizować.
Jakie były Pana pierwsze wrażenia po przyjeździe do Polski?
Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Polski, uderzyło mnie to, jak wszystko jest tutaj proste i płaskie. W Warszawie, Londynie, wszędzie, gdzie byłem, drogi były proste, bez żadnych wzniesień. W Nepalu jest zupełnie inaczej – tam zawsze są góry, bez względu na to, w którą stronę spojrzysz. Było to dla mnie coś nowego i nieco zaskakującego. Polska wydała mi się bardzo płaska. Jednak kiedy zbliżaliśmy się do Jeleniej Góry, bo moja żona pochodzi z tych okolic, zauważyłem, że i tu są góry.
Innym wyzwaniem był dla mnie język polski, który jest bardzo trudny. Pamiętam, jak na początku miałem problemy nawet z zakupem wody. Musiałem pokazywać, co chcę kupić, bo nie zawsze ludzie mówili po angielsku, a to było około 10 lat temu. Z czasem jednak nauczyłem się podstawowych zwrotów, co ułatwiło mi codzienne życie.
Jak udaje się Panu odnaleźć pomiędzy dwoma różnymi kulturami – polską i nepalską?
Myślę, że ludzie, niezależnie od sytuacji, potrafią się szybko adaptować do nowych warunków. Kultura w Nepalu i Polsce jest bardzo różna, ale z czasem nauczyłem się odnajdywać w obu. Pamiętam, że na początku było trudno, zwłaszcza gdy musiałem nauczyć się nowego języka i przyzwyczaić do innego stylu życia. Teraz, kiedy wracam z Nepalu do Polski, moje serce jest szczęśliwe. Choć Nepal jest dla mnie ważny, to Polska stała się moim drugim domem. Bardzo polubiłem polskie jedzenie, choć na początku było to dla mnie wyzwaniem – na przykład bigos czy kapusta nie były moimi ulubionymi daniami. Jednak z czasem zacząłem doceniać polską kuchnię i teraz mogę powiedzieć, że naprawdę mi smakuje.
Mam tu także wspaniałą rodzinę, moją żonę, teściów, którzy są bardzo dobrzy i wspierający. Również życie w Polsce jest dla mnie satysfakcjonujące, w tym członkostwo w klubie wysokogórskim. W 2022 roku dołączyłem do klubu, gdzie od razu zostałem ciepło przyjęty, bez żadnej zazdrości czy zawiści. Mam dobrych przyjaciół, z którymi czasem uczestniczę w górskich wyprawach. Polska stała się dla mnie miejscem, gdzie mogę żyć swoją pasją do gór i cieszyć się życiem.
Czego my, jako Polacy, moglibyśmy nauczyć się z kultury Nepalu? A co ludzie z Nepalu mogliby wziąć z naszej kultury?
To jest ciekawa kwestia, bo kultura i systemy społeczne w obu krajach są bardzo różne. Myślę, że Nepalczycy są nieco bardziej otwarci na relacje międzyludzkie. Łatwo nawiązują nowe znajomości i szybciej się integrują. W Nepalu ludzie są bardzo otwarci i chętni do nawiązywania kontaktów, mimo że żyją w biedniejszym kraju, z mniejszymi możliwościami niż tutaj, w Polsce. Ta otwartość i radość z życia, nawet w trudnych warunkach, to coś, czego Polacy mogliby się od nas nauczyć.
Z drugiej strony, w Polsce zauważyłem, że ludzie są bardziej powściągliwi. Jeśli nie jesteś w bliskiej relacji, nie mówią o sobie dużo, raczej słuchają. Jest to inna forma kulturowej rezerwy, która również ma swoje zalety.
Jeśli chodzi o religię i tolerancję, Nepalczycy szanują każdą religię. W Nepalu mamy muzułmanów, hinduistów, buddystów, chrześcijan – wszyscy żyją obok siebie i szanują nawzajem swoje wierzenia. Nikt nie mówi, że jego religia jest lepsza czy ważniejsza od innych. W Polsce, choć na początku słyszałem różne obawy, np. o rasizmie czy nietolerancji, to osobiście nigdy nie spotkałem się z takimi problemami. W moim doświadczeniu Polacy również są bardzo otwarci i tolerancyjni.
Podsumowując, myślę, że obie kultury mogą się od siebie wzajemnie uczyć – Nepalczycy mogliby nauczyć się od Polaków większej powściągliwości i organizacji, a Polacy od Nepalczyków otwartości i umiejętności cieszenia się z tego, co się ma.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z górami? Czy to była jedyna droga, którą chciałeś podążać, czy ktoś Cię do tego zainspirował? Jakie są Twoje plany i wyzwania w górach na przyszłość?
Moja droga do gór zaczęła się właściwie od samego początku mojego życia, ponieważ urodziłem się w górach, choć nie były to wysokie szczyty. Moja rodzina była biedna, a życie nie było łatwe. Rodzice mieli problemy finansowe, zaciągali kredyty, aby nas utrzymać, co sprawiało, że musiałem pracować już od najmłodszych lat, żeby pomóc rodzinie. Kiedy miałem wolne, co w Nepalu oznaczało urlop trwający miesiąc lub półtora miesiąca, zaczynałem angażować się w trekking. Zaczynałem od pracy jako tragarz, nosząc bagaże turystów, a z czasem zyskiwałem więcej doświadczenia i zarabiałem lepsze pieniądze. Pamiętam, jak klienci dawali mi drobne prezenty, jak cukierki, które przynosiłem do domu dla rodzeństwa.
Praca w górach zaczęła się rozwijać, kiedy zostałem zaproszony do współpracy z firmą turystyczną. Tak oto wkroczyłem na ścieżkę zawodowego wspinacza. Moje cele zawsze były proste: chciałem żyć szczęśliwie, zarabiać wystarczająco, aby wspierać rodzinę, zapewnić dzieciom dobrą edukację i zadbać o ich zdrowie. Nie miałem ambicji, by zdobywać ośmiotysięczniki, jak wielu innych wspinaczy. Moje marzenia nie obejmowały ekstremalnych wyczynów – chciałem po prostu zapewnić mojej rodzinie bezpieczeństwo i stabilność.
Prowadzę biznes, który polega na organizowaniu wypraw na szczyty o wysokości sześciu i siedmiu tysięcy metrów. Spotykam wielu ludzi, którzy pragną zobaczyć Himalaje, i to właśnie daje mi radość. To jest moja pasja i moje marzenie – dzielić się pięknem gór z innymi.
Jeśli chodzi o wyzwania, to jednym z największych problemów, z jakimi borykają się góry, zwłaszcza w Himalajach, jest zanieczyszczenie. Każdego roku setki ludzi wspinają się na Mount Everest, a niestety wielu z nich zostawia po sobie śmieci. Nigdy nie byłem na samym szczycie Everestu, ale widziałem na nagraniach, jak brudne i zaśmiecone są te miejsca. Nawet na Ama Dablam, który ma 6812 metrów, widać zanieczyszczenia. To jest smutne i niepokojące, że ludzie nie zabierają swoich śmieci z powrotem. Jest to poważne wyzwanie, które wymaga większej świadomości i odpowiedzialności od każdego, kto odwiedza te piękne, ale delikatne tereny.
Wczoraj na Festiwalu Literatury Górskiej była mowa o książce „Wyjście z cienia. Szerpowie, Baltowie i trumf lokalnych wspinaczy” dotyczącej szerpów, szczególnie w kontekście ich roli po ostatnich zimowych wyczynach na ośmiotysięcznikach. Chciałbym zapytać, czy po tych wydarzeniach coś się zmieniło w zakresie gratyfikacji dla szerpów? Zauważa się, że zazwyczaj mówi się o zdobywcach szczytów, a nie o tych, którzy im pomagają. Czy ich sytuacja się poprawiła, czy może nadal pozostają w cieniu i są w pewnym stopniu wykorzystywani?
No powiem wam... Czy jest bardzo dobrze? Nie do końca. Od 2022 roku jest troszeczkę łatwiej dla szerpów. Budujemy jakieś domki, hale, żeby było cieplej. Kiedy zaczynałem 18 lat temu, to nie było tak dobrze. Czasami musieliśmy siedzieć na jakiejś skale, w dziurze, żeby gotować jedzenie, podczas gdy klienci siedzieli w namiotach. Teraz mamy schroniska dla szerpów.
Ale kiedy pracujemy na wysokościach, nasza rola nie różni się od innych prac, jak praca w biurze. Chodzi głównie o to, by zarobić, bo na górze można zarobić trochę więcej. Dlatego ludzie tam idą. Jednak szerpowie, którzy chcieliby ustanowić jakiś rekord, nie mają sensu, ponieważ to klienci zdobywają szczyty, a my po prostu pomagamy. Jesteśmy silni, ale nie robimy tego, bo zawsze klienci idą pierwsi, a my za nimi.
To smutne, ale tak jest. Niemniej, szerpowie nie czują zawiści wobec klientów. Pracujemy z różnymi klientami, niektórzy chcą tylko zrobić zdjęcie, a inni naprawdę doceniają naszą pracę.
Kiedy spotykamy się w Katmandu, robimy nocny briefing. Ustalamy zasady, mieszamy grupy, kto z kim będzie w pokoju, i od razu mówimy, co będzie dalej. Kiedy prowadzę grupy, zawsze staram się, by nikt nie wybiegał do przodu ani nie zostawał z tyłu. Każdy musi trzymać się razem, by nie było problemów.
Cieszę się, że miałem klientów z różnych krajów, ale teraz 99% to Polacy. Prowadzę dużo Polaków i przygotowuję ich do wyprawy. Przede wszystkim trzeba mieć pieniądze, a potem trzeba trenować. Nie wiadomo, jak organizm zareaguje na wysokości, ale bieganie i chodzenie po górach bardzo pomaga. Musisz być w dobrej formie, ale nie zawsze to wystarczy.
Ja mam naturalną siłę od dzieciństwa, codziennie chodziliśmy po górach, pracowaliśmy. Kiedy chciałem wspiąć się na Ama Dablam, najpiękniejszą górę w regionie Everest, trenowałem mocno. Ale teraz, z powodu pracy, mam mniej czasu na treningi. Naturalna siła mi wystarcza.
Nie mam dobrego kontaktu z Krzysztofem Wielickim, ale znam Leszka Cichego, Adama Bieleckiego, Mariusza Hatalę. Spotkaliśmy się w Katmandu, robiliśmy wspólne kolacje. Znam kilku polskich wspinaczy, ale nie wszystkich. Ja sam jeszcze nie zdobyłem ośmiotysięcznika, miałem inne możliwości, gdy byłem tragarzem i potem szukałem stabilnej pracy.
Każdy ma swoją drogę. Ktoś chce zobaczyć ośmiotysięcznik, ktoś chce się wspiąć. Organizuję wyprawy dla różnych potrzeb, od trekkingów po wspinaczki na sześciotysięczniki. Maksymalnie prowadzę 12 osób na trekking, a na wyższe góry – do 6 osób. To ważne, żeby grupa była zgrana, by nie było problemów. Organizuję wyprawy zarówno dla jednej osoby, jak i dla większych grup.
Nepal jest pięknym krajem, nie zawsze zimnym. Mamy różnorodność – od ciepłych miejsc, gdzie rosną banany i kokosowe palmy, po wysokie góry. Nepal ma wszystko. Dziękuję za piękną rozmowę i zapraszam do Himalajów. Wiem, że każdy, kto tutaj jest, marzy, by to zrobić, a czasem to, co wydaje się niemożliwe, staje się możliwe.
Jakie jest bezpieczeństwo podczas trekkingów i wspinaczek w Nepalu? Czy istnieją jakieś konkretne zasady dotyczące ubezpieczenia, które powinno się wykupić przed wyjazdem?
To jest dużo różnic, bo kto idzie sam, nie mając przewodnika czy wsparcia, może spotkać się z większymi trudnościami. Ja zawsze kupuję ubezpieczenie, na przykład National Netherlands albo PZU, to jest ważne. Jeśli ktoś poczuje się źle, to pytam od razu, czy jest w stanie iść dalej, czy woli wracać na koniu, albo nawet lecieć helikopterem do szpitala. Organizuję ubezpieczenie, które od razu pokrywa koszt helikoptera i hospitalizacji.
Jeśli ktoś idzie bez przewodnika i ubezpieczenia, musi najpierw zapłacić za transport helikopterem i pobyt w szpitalu z własnych środków, a dopiero potem może starać się o zwrot z ubezpieczenia, co może być skomplikowane i czasochłonne.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, Nepal jest bardzo przyjaznym krajem. Ludzie są mili dla turystów, nie ma tutaj problemów z rasizmem czy religiami. Jest naprawdę spokojnie i bezpiecznie.
Co do najlepszej pory na trekking, polecam okres od października do grudnia, a także od marca do maja. Grudzień może być troszkę chłodniejszy, ale pogoda jest piękna, a turystów jest mniej. Zawsze radzę, żeby planować wyprawę z wyprzedzeniem, najlepiej 6 do 10 miesięcy wcześniej, żeby móc zarezerwować bilety, hotele i najlepszego przewodnika.
Cena trekkingu różni się w zależności od trasy, na przykład zdobycie Everestu jest droższe, bo same pozwolenie kosztuje 15 tysięcy dolarów, a cała wyprawa może wynieść nawet 36 tysięcy dolarów. Jednak są też tańsze opcje, jak trekking w rejonie Annapurny, który można zorganizować za około 14-15 tysięcy dolarów.
Nepal ma wszystko – od ciepłych miejsc z palmami kokosowymi, po wysokie, zaśnieżone góry. Bezpieczeństwo i organizacja to podstawa udanej wyprawy. Jeśli jesteś dobrze przygotowany, wszystko powinno pójść gładko. Dziękuję i zapraszam do Nepalu!