Dziady – przez wielu kojarzone jedynie z dziełem Mickiewicza, stały się dla mnie doświadczeniem znacznie głębszym i bardziej osobistym. Spotkanie w Pałacu Wiejce, miejscu pełnym spokoju i historii, pozwoliło mi spojrzeć na siebie i świat bez uprzedzeń, bez ocen, odkrywając na nowo to, co najważniejsze. Przez kilka dni byliśmy tam, gdzie przeszłość łączy się z teraźniejszością, w symbolicznym powrocie do korzeni. To była podróż w głąb siebie, podczas której odkłada się role, etykiety i codzienne ograniczenia – tylko po to, by po prostu być, zyskać przestrzeń do życia i do bycia sobą.
O Dziadach – tradycji, która przywołuje pokorę i bliskość
Dziady to starosłowiańskie święto pamięci przodków, czas, kiedy wierzenia mówią o bliskości świata żywych i umarłych. Przez stulecia oddawano hołd zmarłym, ofiarując im pokarm, ciepło ogniska, a nade wszystko pamięć. W Wiejcach to święto przypomniało mi, że czasem warto przestać się oceniać – siebie, innych i świat. Każdy z nas nosi przecież w sobie jakąś historię, dźwiga bagaż doświadczeń, które mogą nas ukształtować lub przytłoczyć. Spotkanie z innymi uczestnikami przy ognisku, gdzie mogliśmy odłożyć na bok oceny i po prostu być sobą, było przypomnieniem o prostocie życia.
Rytuał karmienia ognia i obecność w kręgu
Centralnym punktem ceremonii było spotkanie w kręgu, gdzie każdy z nas miał okazję powiedzieć, z kim i z czym przychodzi. To była chwila szczerości i otwartości, gdzie można było spojrzeć w oczy innym, nie oceniając ich, ani nie oczekując niczego. Każdy z nas niósł coś swojego, a nasza obecność przy stole była symbolicznym przypomnieniem o tym, co nas łączy, niezależnie od przynależności czy różnic. W rytuale karmienia ognia oddaliśmy ognisku dary – mleko, masło, mak, ziarno i zioła. Dary te, złożone w ogniu, miały być symbolem pamięci o przodkach, jak i prośbą o ich przychylność. Nie potrzeba tu imion ani żadnych nazw; nasza bliskość i wzajemne zrozumienie były wystarczające.
Symboliczne ofiarowanie darów było jak wspólne uściskanie dłoni przodków, jakbyśmy od nowa odnajdywali w sobie prostą wdzięczność za życie, które dzielimy. To doświadczenie otworzyło przestrzeń na refleksję – co w nas jest najważniejsze, a co tylko przytłacza codzienność. Odłożyłem wtedy na bok etykiety, role, obowiązki, odnajdując w sobie przestrzeń, w której po prostu byłem. Nie potrzeba tu było żadnej filozofii czy skomplikowanych teorii – po prostu spokój, szacunek i wzajemna obecność.
Warsztaty z głosem – odkrywanie autentyczności
Następnego dnia uczestniczyłem w warsztatach z głosem prowadzonych przez Agatę Bargiel. Agata pokazała, że nasz głos, często niedoceniany, jest narzędziem znacznie potężniejszym niż tylko komunikacja. Na co dzień głos służy nam do wyrażania myśli, do reagowania, ale tutaj, podczas warsztatów, głos stał się środkiem wyrażenia autentycznych emocji, pozbawionym filtrów, konwenansów i kontroli. Wydobywanie dźwięków, na które pozwalała Agata, początkowo budziło w niektórych opór, ale właśnie dzięki temu doświadczyłem, jak ogromne blokady nosimy w sobie, nie pozwalając sobie na wolność bycia sobą.
Warsztaty pracy z głosem przypomniały mi, że czasem nie potrzeba słów, aby coś wyrazić. Przez proste dźwięki, oddychanie i krzyk mogłem poczuć ulgę, o której istnieniu często zapominamy w codziennym życiu. Te ćwiczenia, pozornie proste, nauczyły mnie, że każda bariera w naszym głosie, każde napięcie, to blokada, którą nakładamy na siebie. Praca z głosem stała się dla mnie nie tylko formą autoterapii, ale również sposobem na uświadomienie sobie, jak wiele w nas jest nieuświadomionych emocji, które czekają na uwolnienie.
Głos jako środek uwolnienia i otwarcia na życie
Jednym z najważniejszych ćwiczeń było wydobywanie dźwięków bez zastanawiania się, jak to brzmi. To proste zadanie miało na celu uwolnienie nas od potrzeby oceniania siebie i innych, dając przestrzeń do bycia autentycznym, wolnym od oczekiwań. W codziennym życiu często jesteśmy w niewoli własnych myśli – myślimy, jak zostaniemy odebrani, obawiamy się oceny. Tu, w kręgu warsztatowym, można było te obawy zostawić za sobą, otwierając się na własną prawdę. Głos stał się sposobem na powrót do tego, kim naprawdę jesteśmy – bez przywiązania do ról, tytułów czy wizerunku. Być może jest to najprostszy sposób, by naprawdę żyć – pozwalając sobie na bycie tym, kim jesteśmy.
Powrót do codzienności z nową świadomością
Po tych dniach spędzonych w Pałacu Wiejce, powrót do codzienności stał się okazją do tego, by spojrzeć na świat i siebie inaczej – bez potrzeby oceniania, szukania przynależności, bez zakładania masek. To była nauka, że czasem wystarczy dać sobie przestrzeń, aby po prostu być, nie stawiając przed sobą żadnych oczekiwań, nie wyznaczając granic. Wewnętrzny spokój, który wyniosłem z tego spotkania, przypomniał mi, jak ważne jest, aby czasem zatrzymać się, spojrzeć na życie bez analizowania i bez próby dopasowania wszystkiego do utartych schematów.
Dzięki pracy z głosem poczułem, że jeśli pozwolę sobie być w pełni sobą, życie staje się pełniejsze, a ja mogę oddychać swobodniej. Zrozumiałem, że w codziennym życiu rzadko mamy czas na chwilę wytchnienia, ale właśnie takie zatrzymanie się, takie pozwolenie sobie na bycie w zgodzie z tym, co wewnętrzne, jest kluczowe dla naszego człowieczeństwa.
Dlaczego powrót do korzeni jest tak ważny?
Dziady przypomniały mi, że człowiek, niezależnie od kultury i historii, ma w sobie ogromną skarbnicę mądrości, którą czerpie z przeszłości – z doświadczeń własnych i pokoleń, które były przed nami. Warto czasem zatrzymać się i wrócić do tego, co w nas pierwotne i naturalne, aby odłożyć na bok nadmiar rzeczy, które niepotrzebnie wypełniają nasze życie. Ceremonia Dziadów była dla mnie nie tylko formą duchowej pracy, ale też możliwością powrotu do tego, co w człowieku najważniejsze: do autentyczności, do wewnętrznego światła, do tego, kim naprawdę jesteśmy.
Ten czas spędzony w Pałacu Wiejce, ten symboliczny powrót do korzeni, będzie mnie inspirować na długo. To przypomnienie, że warto zatrzymać się, zrezygnować z nadmiaru i odnaleźć w sobie prawdziwą siłę – nie tę płynącą z ocen, pozycji czy przynależności, lecz tę, która po prostu pozwala istnieć, być obecnym.